Uosobienie spółdzielczości

W Legnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej pracuje od czterdziestu lat. Spotyka się z prawie każdym nowo zatrudnionym pracownikiem, żeby opowiedzieć mu o historii Spółdzielni oraz o tym, co stanowi jej trzon – o spółdzielcach. O LSM wie chyba wszystko, a już z pewnością najwięcej. Maciej Adamczuk.

Dusza humanisty. Ma za sobą kilka semestrów na polonistyce i kulturoznawstwie na ówczesnym Uniwersytecie im. Władysława Bieruta we Wrocławiu. Młodość – jak to bywa czasami – chmurna i durna, spowodowała, że żadnego z tych kierunków nie skończył, ale miłość do literatury i sztuki pozostała. Po akademickim epizodzie była praca w charakterze wychowawcy Ochotniczych Hufców Pracy, a w lutym 1979 roku trafił do Legnickiej Spółdzielni Mieszkaniowej. I – z roczną przerwą – pracuje do dzisiaj.

Dlaczego spółdzielnia?

- Zawsze była mi bliska idea spółdzielczości, bo spółdzielczość jest ukierunkowana na tak zwanych ludzi przeciętnych – niekoniecznie kreatywnych, przedsiębiorczych i rozpychających się łokciami. Dla mnie jest to swego rodzaju socjalna sprawiedliwość, bo każdy ma jeden głos. Oto pewnego dnia zbiera się grupa ludzi, którzy chcą coś zrobić dla siebie i robić to jak najlepiej – to właśnie jest spółdzielnia.

(...)

Swoje początki w LSM zapamiętał jako czas intensywnej nauki i strachu. Przerażało go to, że jest młody i tak mało wie. Bał się odzywać do innych pracowników i przyjął strategię obserwatora. Doskonale pamięta pierwsze posiedzenia Zarządu, w których uczestniczył jako protokolant. Były to czasy, kiedy budowano około tysiąca mieszkań rocznie i omawiano mnóstwo spraw związanych z ich dystrybucją, usuwaniem wad i usterek. Maciej Adamczuk mówi, że podziwiał sprawność Zarządu w rozwiązywaniu tych problemów. Od razu spodobał mu się ten rytm i dyscyplina, którą narzucił sobie Zarząd.

(...)

- Kiedyś nie było tak mocno rozwiniętej techniki i wszechobecnej komputeryzacji. Wystarczyło napisać przez kalkę, pójść do koleżanki z pokoju obok i załatwić sprawę. Dzisiaj wszystko jest sformalizowane i podparte wieloma podpisami.

Trzeba przyznać, że dobrze się pracowało. Spółdzielnia to nie tylko struktura domów i ulic, ale przede wszystkim ludzie. Mieliśmy to szczęście, że pracowaliśmy ze wspaniałymi działaczami, którzy nawet w najgorszych czasach politycznych nie poddawali się presji i nie zatracili spółdzielczego ducha. Oczywiście nie mogliśmy tak całkiem płynąć pod prąd, ale nie pamiętam osób, które byłyby skupione tylko na pieniądzach - wspomina.  

Pytany o ludzi, którzy jego zdaniem wywarli szczególny wpływ na LSM bez chwili zastanowienia wymienia Władysława Zdzymirę – pierwszego kierownika Spółdzielni, później przewodniczącego Zarządu a ostatecznie prezesa, który cieszył się ogromnym autorytetem.

(...)

Maciej Adamczuk przez trzy pierwsze lata pracy w LSM był referentem, ale widocznie szybko dostrzeżono jego wartość, bo już w 1982 roku został Kierownikiem Działu Organizacyjno-Samorządowego. Tę funkcję pełni do dzisiaj. Było to za prezesury Stanisława Jasaka.

- Wszystko jakoś szybko się potoczyło. Prezes Tumilewicz odszedł wtedy do Spółdzielni Mieszkaniowej „Piekary”, która wydzieliła się z LSM. Warto powiedzieć dlaczego się wydzieliła. Otóż dlatego, że spółdzielnia dobrze funkcjonuje wtedy, kiedy jest dobry i bliski kontakt Zarządu i Rady Nadzorczej z członkami. Myśmy wtedy osiągnęli około 350 tysięcy metrów kwadratowych a inwestycje nadal trwały. Gdy pierwsze nieruchomości na Piekarach były już zasiedlane, podjęto decyzję o podziale, bo LSM stawała się po prostu za duża. Zwłaszcza, że w planach była jeszcze budowa dużego Osiedla Ulesie na około 35 000 mieszkańców. Wybraliśmy tę drogę, choć można to było zrobić inaczej, jak na przykład w Spółdzielni Mieszkaniowej „Nadodrze” w Głogowie, która funkcjonuje w oparciu o całkowicie wydzielone gospodarczo osiedla. W takim układzie zarząd pełni nadrzędną funkcję nad kierownikami poszczególnych osiedli, w których funkcjonują nawet różne stawki opłat.

            (…) [Potem] oddzieliliśmy się od Prochowic. Tam dość prężnie rozwijał się przemysł i narodził się pomysł budowy około tysiąca mieszkań w tym malutkim mieście. Robiliśmy już przymiarki inwestycyjne, ale zaczęliśmy dostrzegać problem z naszymi prochowickim zasobami, gdzie już mieliśmy dwa lub trzy budynki. Nie było z tego jakichś wielkich korzyści, jeśli już, to koszty, bo nasze Pogotowie Techniczne musiało jeździć do Prochowic, żeby wymienić na przykład spaloną żarówkę. Przejazdy, wydłużony czas reakcji – to wszystko generowało spore wydatki.

            Chętniej jednak niż o podziałach, opowiada o momencie tworzenia Spółdzielni. Nie brał w tym udziału, ale – oczywiście – dużo na ten temat wie. Zanim przechodzi do sedna sprawy, mówi o historyczno-społecznej otoczce, wskazując na przemiany w drugiej połowie lat 50., kiedy po śmierci Stalina polskie społeczeństwo odczuwa tak zwaną odwilż. Pojawiają się nowe inicjatywy, zaczyna wiać wiatr, przynoszący – wciąż niewielkie, ale jednak – zmiany.

            (...)

            Maciej Adamczuk z dużym rozrzewnieniem wspomina ogromny zapał założycieli LSM. Lubi prostować – jego zdaniem krzywdzącą – opinię, że Spółdzielnia to relikt komuny. Uważa, że ludzie używają skrótowych haseł, nie mając tak naprawdę pojęcia, o czym mówią i przypomina, że w latach 60. przedwojenna spółdzielczość przez niektórych była uznawana z kolei za relikt burżuazyjny.

            Legnicka Spółdzielnia Mieszkaniowa powstała w odpowiedzi na potrzebę realizacji ambicji posiadania mieszkania w tak zwanym nowym budownictwie – bez względu na niewielki metraż. Szczególnie dotyczyło to osób, które do Legnicy przyjechały za pracą, bo przecież lata 60. to czas rozwoju przemysłu w mieście i napływ siły roboczej z zewnątrz. W mieście była praca, a jeśli udało się dostać jeszcze mieszkanie, to była już podstawa do zakładania rodziny. Dodatkowo mieszkanie w mieście wiązało się z dostępnością do szkół i przedszkoli, dlatego coraz więcej ludzi migrowało ze wsi do miasta, a zakłady pracy nie nadążały z zabezpieczaniem wszystkich potrzeb mieszkaniowych.

- Ówczesne władze zdały sobie sprawę, że spółdzielczość to nie burżuazja, ale konieczność, dlatego stworzyły dogodne dla zakładania i funkcjonowania spółdzielni mieszkaniowych mechanizmy. Przez jakiś czas spółdzielnie funkcjonowały zgodnie z własnymi zasadami, aż wreszcie władze zaczęły zastrzegać sobie prawo dysponowania określoną pulą mieszkań, które otrzymywali tylko zasłużeni.

Maciej Adamczuk stawia sprawę jasno – spółdzielnie mieszkaniowe nie są po to, żeby budować luksusowe apartamenty. Tworzy się je, aby zabezpieczyć potrzeby mieszkaniowe o podstawowych standardach przy możliwe najniższych kosztach. Twierdzi, że dzisiaj – gdyby istniały inne uwarunkowania formalno-prawne – spółdzielnie mogłyby budować mieszkania dla młodych ludzi dużo taniej niż deweloperzy, ale wyraźnie widać, że to deweloperzy znajdują się na uprzywilejowanej pozycji i rynek mieszkaniowy w Polsce wygląda tak, a nie inaczej.

            (...)

Zapytany o receptę na sukces Spółdzielni, Maciej Adamczuk mówi, że zawsze będzie działo się dobrze, jeśli członkowie i władze Spółdzielni będą przestrzegali zapisów statutowych. Uważa, że to podstawa, określająca zasady, które ułatwiają stabilne i długotrwałe funkcjonowanie. Ponadto, ważna jest równowaga pomiędzy władzami -  Zarządem a Radą Nadzorczą. Obie strony muszą się wzajemnie szanować i być dla siebie autorytetami.

Czym Maciej Adamczuk zajmuje się na co dzień, jako kierownik Działu Organizacyjno-Samorządowego?

- Mówiąc najogólniej, nasz dział zajmuje się organizacją Spółdzielni. Gromadzimy wszelkie agendy związane z jej funkcjonowaniem, poczynając od Statutu LSM i na rejestrach sądowych kończąc. Oprócz tego obsługujemy pracę wszystkich organów – Rady Nadzorczej, Walnego Zgromadzenia, Zebrań Osiedlowych i Zarządu. Gromadzimy i opracowujemy wszelkiego rodzaju regulaminy, projekty struktury organizacyjnej oraz dokumentujemy sprawy związane ze skargami ze strony członków. Prowadzimy również sekretariat i realizujemy zadania, które zazwyczaj należą do obowiązków rzecznika prasowego. Nie nudzimy się.

 

(fragment Publikacji jubileuszowej LSM)

Powrót na górę